Jako twórczyni internetowa często wychodzę z pozycji eksperta. Moje wpisy czy podcasty mają zazwyczaj poradnikowy schemat, są jakimiś listami, pomysłami, niosą ze sobą określoną wartość i wiedzę. Nie jestem jednak (kto by pomyślał?) wyrocznią i nie zawsze wszystko wiem. Ba, bardzo często mam wrażenie, że nie wiem nic. Jestem zagubiona, szukam odpowiedzi, potrzebuję wsparcia.
Tak właśnie jest teraz. Od początku listopada mam wrażenie, że dni przeciekają mi przez palce. Chciałabym, naprawdę bym chciała, korzystać z zimy i jesieni. Od lat obserwuję, że moje życie toczy się według pewnego schematu. Wiosną i latem przeżywam swoje życie i się nim zachłystuję. Wstaję wcześnie, chodzę spać późno, wyjeżdżam, szaleję, robię miliony zdjęć. A po zmianie czasu na zimową? Hibernacja. I wiecie, taki jest cykl natury. Musi być czas na zwolnienie, odpoczynek i sen. I to jest okej. Gorzej, że ja koniec końców tych miesięcy potem nie pamiętam. Nie jestem w stanie powiedzieć, co robiłam w listopadzie, grudniu czy styczniu. Najczęściej wychodzi, że te miesiące po prostu przespałam. Przeegzystowałam. Przetrwałam. I nie ma to wiele wspólnego z regeneracją i odpoczynkiem.