5 sposobów jak być bardziej produktywnym

Czy jestem najbardziej produktywną osobą na świecie? Zdecydowanie nie. Nie wiem nawet, czy w ogóle określiłabym się słowem „produktywna” lub „pracowita”. Przywykliśmy do tego, żeby naszą wartość mierzyć w ilości odhaczonych zadań, a mi nie do końca taki system odpowiada. Szczerze mówiąc, wolę spędzać mój czas na spacerach, robieniu na drutach i piciu kawy niż stricte pracowaniu. Są jednak takie momenty, kiedy muszę wziąć się w garść, otworzyć komputer, zrobić zdjęcia, nagrać video. Wykonać swoją pracę. I chociaż, jak już mówiłam, nie jestem osobą, której robota pali się w rękach, to zauważyłam, że mam jednak sposoby, żeby podnieść swoją produktywność. Jak więc być bardziej produktywnym? Pozwólcie, że się podzielę tym, co działa u mnie.

1. Bycie offline

Myślałyście, że nie wstawię tutaj tego punktu? Nic z tego. To chyba najważniejsza zasada, żeby rzeczywiście wziąć się do pracy. Nasze uzależnienie od social mediów i potrzeba ciągłego scrollowania sprawia, że trudno skupić się na czymkolwiek, a obejrzenie kolejnych 10 tiktoków wydaje się nieprzezwyciężoną pokusą. Zauważyłam, że im mniej mam dostępu do telefonu i social mediów, tym mniejszą ilością bzdur się rozpraszam. Ba, ja wręcz szukam sobie wtedy zajęć, bo potrzebuję zapełnić sobie czymś czas i głowę, która normalnie zajęta jest przetwarzaniem setek bodźców płynących z ekranu. Gdy nie zajmuję się scrollowaniem, okazuje się nagle, że mam mnóstwo przestrzeni, żeby realizować swoje plany i zadania.

Jak być bardziej produktywnym? Naucz się spędzać czas offline na co dzień. Wyłącz powiadomienia, przejdź w tryb samolotowy albo „nie przeszkadzać”, zacznij szukać sobie innych rozrywek w ciągu dnia niż przeglądanie social mediów. Co ważne, moim zdaniem działa to tylko wtedy, gdy rzeczywiście postaramy się zmienić nasz tryb życia. Jeśli mamy telefon przyklejony do ręki (guilty as charged), to nagłe postanowienie „dobra, teraz wyłączam telefon, wkładam go do szuflady i pracuję” prawdopodobnie nie odniesie sukcesu. Będziemy się rozpraszać, denerwować, niecierpliwić. Ze skupienia raczej nici. Dlatego taka zmiana powinna być raczej naszym nawykiem niż czymś, co wprowadzamy wtedy, gdy mamy nóż na gardle i już naprawdę powinniśmy dokończyć jakieś zadanie.

2. Zmiana otoczenia

W moim przypadku zmiana otoczenia to wyjście z domu. W mieszkaniu jakoś zawsze mogę znaleźć sobie ciekawsze zajęcia niż praca. Poczytam książkę, uznam, że stół jest zakurzony i zacznę sprzątać, będę co 15 minut robić sobie kawę lub herbatę albo sprawdzać, czy coś nowego nie pojawiło się magicznym sposobem w lodówce. Wiecie jak jest. Dlatego właśnie najchętniej wychodzę z laptopem do kawiarni, gdzie nie mam za bardzo nic innego do roboty niż rzeczywista praca. Wiem, że od 2020 to raczej oczywisty sposób działania, ale ja dopiero niedawno doceniłam jego skuteczność.

3. Planowanie dnia wieczór przed

Nie wiem, czy też tak macie, ale ja bez planu jestem dość zagubiona. Najgorszą rzeczą, jaką mogę dla siebie zrobić, to wstanie rano bez gotowego planu dnia. Zazwyczaj pozwalam wtedy, żeby czas przeciekał mi przez palce. Pokręcę się trochę po salonie, poscrolluję, odpiszę bez przekonania na maile i nagle uświadamiam sobie, że minęło parę godzin, a ja nie zrobiłam nic. Na straży mojej produktywności stoi kalendarz, przy którym siadam co wieczór i zastanawiam się, co muszę zrobić następnego dnia. Wpisuję tam zadania i ogólny harmonogram dnia. Nie ograniczam się w nim do pracy, zapisuję wszystko, co chcę danego dnia załatwić. Joga, trening, zakupy spożywcze, oddanie zdjęć do wywołania, wysłanie umów, napisanie konkretnego maila. Dzięki temu co rano, zamiast się miotać i nie móc przypomnieć sobie o większości rzeczy, które chciałam zrobić, ja metodycznie odhaczam kolejne rzeczy z listy. Czy zawsze trzymam się planu i robie wszystko, co sobie zaplanowałam? Skądże. Ale z kalendarzem jest się moim zdaniem zdecydowanie bardziej produktywnym niż bez niego.

Wiem, że ja patrzę z perspektywy osoby samozatrudnionej, która sama musi sobie ustalić i zapełnić dzień. Nie każdy ma takie rozterki jak ja i nie będzie się zastanawiać, co ze sobą zrobić od rana, bo po prostu zaczyna pracę o 8 czy 9. Uważam jednak, że ten sposób mogą przejąć także ludzie na etacie: w końcu nadal często po pracy mamy rzeczy, które chcemy zrealizować. Kalendarz przypomina nam o rzeczach, o których łatwo zapomnieć w natłoku myśli, zadań i szumu dnia codziennego.

4. Zasada „just do it”

Czasem najgorsze, co można dla siebie zrobić, to zacząć za dużo myśleć. Rozkminiać nad formą, treścią i sensem zadania. Zastanawiać się, czy na pewno mamy dzisiaj do tego siłę, dzień, nastrój, inspirację, czy gwiazdy na pewno są w odpowiedniej pozycji. Od tego już prosta droga, żeby stwierdzić, że nie zrobimy danej rzeczy dzisiaj lub wręcz wcale.

Znajomi czy obserwujący czasem mnie pytają „jak ty to wszystko robisz? Jak ogarniasz podcast, insta, tiktoka i bloga? Jak też być takim produktywnym?”. Prawda jest taka, że ogarniam tylko wtedy, gdy robię zamiast myśleć. Gdy stwierdzam, że zrobione jest lepsze od doskonałego. Gdy zamiast poddawać w wątpliwość kolejne rzeczy, ja chwytam za mikrofon, za laptopa czy aparat i robię. I nie zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś lepiej, tylko jestem zadowolona, że w ogóle coś zrobiłam.

5. Małe kroki

Czasem niektóre rzeczy nas przerastają. To normalne. Wydaje nam się, że jest tego taki ogrom, że ani nie wiadomo, od czego zacząć, ani w którą stronę ruszyć. Sposób, by być bardziej produktywnym, to przestać się skupiać na przerażającym nas ogromie zadań, a za to przemyśleć pierwsze małe kroki, które łatwo nam będzie zrobić. Rozpisać punktowy plan działania, napisać jeden akapit tekstu, wykonać jeden telefon, napisać listę tematów, które chcemy omówić w naszym projekcie. A potem już z górki. Wystarczy zrobić ten mały krok. Potem następny mały. I ani się obejrzysz, już będziesz daleko w drodze.

*

Czy już korzystacie z któregoś z tych sposobów w swoim codziennym życiu? Albo macie inne, które się u Was doskonale sprawdzają? Dajcie znać w komentarzach!

1 comment

  1. Od około tygodnia staram się właśnie być bardziej produktywna i zaczęłam od bycia offline, pomogło mi w tym odinstalowanie instagrama (tylko drastyczne posunięcia u mnie działają). Przyznam się, że może trzy razy go zainstalowałam z powrotem w ciągu tygodnia, żeby nadrobić informacje ze świata, ale nie wchodzę już na stronę explore i nie spędzam godziny dziennie lub więcej na oglądaniu tiktoków. Zauważyłam przez to, że mogę tyle rzeczy robić więcej i stosuję się też od tego czasu do robienia czegoś od razu, nie zawsze wychodzi, ale staram się. (Mega fajny tekst skorzystam z innych porad)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*